Ayonaa "Zatrute pióro" (Quills) - motyw miłości księdza (Joaquin Phoenix) do prostej, niewykształconej dziewczyny (Kate Winstlet) pracującej w szpitalu dla chorych psychicznie (którymi on się opiekuje) i zafascynowanej markizem de Sade (Geoffrey Rush). Świetny film :)
Kocham księdza - czy to grzech? Autor Wiadomość Dołączył(a): Cz sty 26, 2006 18:31Posty: 3 Kocham księdza - czy to grzech? Wiem, że był już podobny temat, ale tam chodziło chyba bardziej o miłość fizyczną ( przynajmniej ja tak to odebrałam ). Zasadniczym pytaniem jest , czy powinnam spowiadać się z tego uczucia. Ja akurat nie uważam tego za grzech, ale przy tamtym wątku spotkałam się z takimi sugestiami. Znam tego księdza dosyć długo, wiele mi pomógł, często razem rozmawialiśmy i tak chyba zrodziło się to moje nieszczęsne uczucie Dodam tylko, że bardzo go szanuję, jest wspaniałym człowiekiem i kapłanem i nie w głowie mi żadne grzeszne myśli względem jego. Ponadto mam wspaniałego męża i dwójkę cudownych dzieci, których kocham nad życie. No i uczucie do księdza, które nie daje mi spokoju. Takie niewinne a jednak kłopotliwe A może jednak to grzech? Cz sty 26, 2006 20:02 Mróweczka Dołączył(a): N lip 24, 2005 11:39Posty: 3 Trudno odpowiedzieć na twoje pytanie jednoznacznie Z całą pewnością miłość nie jest czymś złym, przecież mamy się miłością zawsze kierować i jeśli jest to tylko większa sympatia, bez jak to mówisz grzesznych myśli, to chyba jest ok. Jednak skoro pytasz, to znaczy, że jest w tobie tenm niepokój. Jeśli nie dasz się pokusie i nie będziesz mieć "grzesznych myśli", to chyba ok. Jednak to ty sama wiesz najlepiej. To twoje sumienie powie prawdę a nie my.... Pozdrawiam _________________Pon Bócek jest moim Bacom... Cz sty 26, 2006 21:11 Danuta Dołączył(a): N gru 18, 2005 21:52Posty: 23 Kochać drugiego człowieka to nie grzech,a uczucie powstaje niezależnie od tylko od Ciebie zależy jak na to uczucie odpowiesz,jaka będzie Twoja istnieje,bądz się często w intencji swojej rodziny i o potrzebne łaski dla tego że to wspaniały kapłan,a więc proponuje byś całe swoje uczucie do niego "utopiła"w modlitwie w jego intencji [on takiej napewno potrzebuje] a Twoje sumienie będzie spokojne. Cz sty 26, 2006 22:05 Awa Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10Posty: 1239 Z calym szacunkiem mysle ,ze lepiej bedzie nie topic sie w modlitwie w jego lepiej pomodlic sie w intencji rodziny wlasnej? Cz sty 26, 2006 22:16 ToMu Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49Posty: 10063Lokalizacja: Trójmiasto Proste pytanie: czy uczucia do męża i do księdza są takie same W sensie - tak samo mocno kochasz i jednego i drugiego Zgodzę się z przedmówcą - módl się przede wszystkim za swoją rodzinę. _________________Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www Pt sty 27, 2006 8:44 Lawa Dołączył(a): Cz sty 26, 2006 18:31Posty: 3 Dziękuję bardzo za odpowiedzi i podpowiedzi. ToMu - trudne pytanie. Nie wiem. To są dwie całkiem różne miłości. Inaczej kocham mamę , inaczej męża,dzieci a jeszcze inaczej księdza. Nie potrafię wytłumaczyć na czym te różnice polegają ale tak jest. Miłość do księdza mogę porównać z takimi miłościami jakie przechodzą dzieci do swoich nauczycieli np. Takie niewinne zauroczenia ( tak mi się wydaje, ponieważ ja nigdy nie podkochiwałam się w nauczycielach ) A i różnica wieku tu jest znacznie mniejsza niż w przypadku nauczyciel - dziecko. Problem w tym , że nie jestem już dzieckiem (30 wiosen na karku), a z tą miłością borykam się już 13 lat, zanim poznałam mojego obecnego męża. Pt sty 27, 2006 15:06 Dorka Dołączył(a): Cz gru 08, 2005 17:54Posty: 69 Ja myślę, że powinnaś zwrócić się z tym pytaniem do jakiegoś spowiednika. Masz dylemat więc sumienie daje o sobie znać. Szczera rozmowa ze spowiednikiem powinna rozwiązać problem. Pt sty 27, 2006 15:48 Danuta Dołączył(a): N gru 18, 2005 21:52Posty: 23 Lawa tą miłość do księdza porównujesz do niewinnego zauroczenia,wiec czemu się tym uczucie trwa już 13 lat,nie było przeszkodą w założeniu mąż wie o obecności tego kapłana w Twoim życiu? Czy to uczucie oparte jest na starej znajomości,czy też utrzymujesz ją nadal?Co do modlitwy w jego intencji myślałam o zastąpieniu uczucia modlitwie w intencji własnej rodziny myśle że pamiętasz. Pt sty 27, 2006 20:50 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 lawa-pozwolę sobie podzielic sięswoimi myślami na temat problemu, który Cię nurtuje. miłośc jest dobra, jeśli wydaje w człowieku dobre jest jesteś darem-innym dla męża, innym dla przyjaciół, innym dla tę różnicę? jeśli kochasz męża,i jeśli dajesz siebie w tej miłości w sposób możliwy tylko w małżeństwie, jeśli kochasz sercem, rozumem i wolą, to myślę, że nie ma nic złego w Twojej miłości do Bóg prowadzi nas w życiu różnymi ścieżkami. a w związku z modlitwą za tegoż księdza-myślę, że akurat tego, to nigdy za wiele. pozdrawiam _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. So sty 28, 2006 22:36 Mechatron Dołączył(a): Cz gru 18, 2003 23:09Posty: 199 Z góry przepraszam za dosadność. Mogę się mylić w swoim osądzie (nie sądźcie a nie będziecie sądzeni"). Skoro jednak Lawa wywleka te sprawe, to czegos takiego chyba oczekuje. To co Lawa nazywa "miłością" do księdza, to nie żadna miłość. W kategoriach psychologicznych to chyba jakas fiksacja. W sasiedniej wiosce byla kobieta, ktora do konca swoich dni stala przy plocie oczekujac na powrot zaginionego na wojnie narzeczonego. Z czyms takim mozna sie chyba zglosic do psychologa albo psychiatry. W kategoriach duchowych to może być owładnięcie. Tu polecam jakas grupe charyzmatyczna albo egzorcystę. W kategoriach moralnych to zdrada. To trzeba wyznac Bogu i poprosic Go o przebaczenie. Tak czy inaczej, wspolczuje Lawie, i jej mężowi. Najwazniejsze, to traktowac te "milosc" jako diabelstwo i nie pielegnowac jej! N sty 29, 2006 0:20 ToMu Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49Posty: 10063Lokalizacja: Trójmiasto A czy nie uważasz, że Twoje uczucie do księdza jakby... nie powinno mieć miejsca Czy kochanie księdza nie jest, w pewnym sensie, nieuczciwe i nie powinno mieć miejsca - przecież masz męża i rodzinę _________________Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www N sty 29, 2006 10:00 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 Cytuj:To co Lawa nazywa "miłością" do księdza, to nie żadna miłość. myślę, że nie masz prawa oceniac, czy uczucie Lawy jest miłością czy kategoriach moralnych to zdrada. To trzeba wyznac Bogu i poprosic Go o może Bogiem?osądzasz, ferujesz nasze życie to nie tylko miłośc do najbliższych, czyli rodziny, ale także do kategoriach psychologicznych to chyba jakas fiksacjaNajwazniejsze, to traktowac te "milosc" jako diabelstwo i nie pielegnowac jej bardzo często nie mamy wpływu na uczucia, które się w nas pojawiają, ale mamy wpływ na to, co z nimi robimy. wydaje mi się, że "fikasacja", "diabelstwo"to zupełnie nieodpowiednie na pewno w niczym Lawie nie pomogą. _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. N sty 29, 2006 13:31 kaczuszka Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33Posty: 40 wybaczcie ten rozmiar czcionki- to niezamierzony efekt nie zamierzałam aż tak rzucac się w oczy _________________Nienasycony jednym dniem stworzenia, coraz większej pożądam nicości, aby serce nakłonić do tchnienia Twojej Miłości. N sty 29, 2006 13:34 Mechatron Dołączył(a): Cz gru 18, 2003 23:09Posty: 199 "nasze życie to nie tylko miłośc do najbliższych, czyli rodziny, ale także do przyjaciół." Tylko dlaczego ta tzw. "miłość do przyjaciela" tak Lawę niepokoi? Sumienie? Duch Swiety? Wybacz, jestem mezczyzna i nie potrafie czuć tego, co czują niektore kobiety. Co mam myslec o dojrzalej kobiecie, mającej, jak sama pisze, wspaniałego męża i dwoje dzieci, durzącej się od trzynastu lat w innym facecie? To przeciez nie jest forum brukowców typu NAJ, Tina czy Pani Domu. Byc może mogła za niego wyjśc za mąż zamiast za obecnego męża. Czterech znanych mi księży tak zrobiło - ożeniło się ze swoimi przyjaciólkami. Nie wygladali na zbyt szczesliwych. Piątego jego przyjaciólka odrzuciła po urodzeniu ich dziecka. N sty 29, 2006 14:06 Anonim (konto usunięte) Żadne uczucia nie są grzechem (powstają niezaleznie od naszej woli). Grzechem może natomiast być to co z tymi uczuciami zrobimy - czy będziemy z nimi walczyć i pozwolimy im wygasnąć, czy tez będziemy je podsycać i rozwijać w sobie. N sty 29, 2006 14:07 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
Forum; Szukaj w Wszędzie; Tematy; To forum; Ten temat; KOCHAM KSIĘDZA !!! Przez Gość gość, Luty 3, 2015 w Życie uczuciowe. Polecane posty. Gość gość Gość go
Najlepsza odpowiedź Ocelotic odpowiedział(a) o 15:40: Nie. Być może ten człowiek wcale nie ma być księdzem, może nie ma powołania i powinien zrezygnować z tego stanowiska, bo być może jest przeznaczony dla ciebie. :D Odpowiedzi Kochać kogoś to nie grzech, nawet jeśli tym kimś jest ksiądz. Grzechem byłoby gdybyś go kokietowała, flirtowała z nim. Samo uczucie nie jest grzechem, grzechem jest świadomy i dobrowolny czyn. Myślę, że wyobraźni też to dotyczy, kiedy świadomie wyobrażasz sobie różne rzeczy, których nie powinnaś dopuszczać do siebie. (Mówimy przecież: "zgrzeszyłem myślą, uczynkiem i zaniedbaniem"). Módl się, żeby Pan, jeśli to Jego wola uwolnił Cię od tego uczucia, ale musisz sama też chcieć się z tego wyrwać. A może właśnie Jezus chce Cię przez to przeprowadzić bo chce Ci coś pokazać, nauczyć czegoś albo sprawdzić Twoją wierność? Módl się i pytaj Pana czego On chce :) ziuziu51 odpowiedział(a) o 15:09 Nie, bo to nie jest w sumie zależne od Ciebie. ani...3 odpowiedział(a) o 21:54 Pan Jezus powiedział, że mamy kochać każdego, miłośc nie jest grzechem, nawet do ogromu osób . No.. przynajmniej dopóki nie pójdziemy z 1 nieślubnym albo z innym niż ślubny do łóżka Przynajmniej ja tak uważam Uważasz, że ktoś się myli? lub
Ksiądz obrał sobie taką drogę i jeśli przystępujesz do beirzmowania, to wiesz co to sakrament. Sakramentu się nie zrywa, a On ma byc popdorą w naszych stosunkach pomiędzy 'Ziemią, a Niebem', bo własnie tak chciał życ. To kompletny brak szacunku i zrozumienia Jego decyzji. Okazujesz swoją niesamowita inftantylność.
Witam serdecznie, mam ogromny problem z którym już od dwóch lat nie mogę sobie poradzić. Jest mi ciężko o tym pisać i mówić innym, bo się wstydzę. Dwa lata temu w liceum zakochałam się w księdzu, Ale miłość do niego jest tak silna że jest ze mną coraz gorzej. Po mimo to że skończyłam liceum, to ciągle o nim myśle. Co mam zrobić? a może łatwiej jak napisze list i mu wyśle i wszystko napisze co mi leży na sercu? KOBIETA, 19 LAT ponad rok temu Mania Psychologia Bezsenność Mgr Alicja Maria Jankowska Psycholog, Szczecin 71 poziom zaufania Witam. Z listami dobry pomysł. Może jednak je nie wysyłać tylko palić lub porozmawiać z terapeutą? Pozdrawiam, Alicja M. Jankowska 0 Mgr Magdalena Golicz Psycholog, Chorzów 84 poziom zaufania Trudno jest przeżywać uczucie, które raczej nie ma szansy na spełnienie. Szczególnie, jeśli nie jest ono przelotne i trwa. Może wart, żeby zwróciła się Pani o pomoc do psychoteraputy? 0 redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Nieszczęśliwa miłość do partnera – odpowiada Mgr Maciej Rutkowski Czy w wyniku silnej nerwicy może wystąpić paraliż? – odpowiada Mgr Bohdan Bielski Elektrowstrząsy na depresję – odpowiada Mgr Alicja Maria Jankowska Gdzie mogę udać się na terapię radzenia sobie z emocjami i agresją dla samotnego ojca rocznego dziecka? – odpowiada Mgr Alicja Maria Jankowska Szukanie pracy przez osobę niepełnosprawną – odpowiada Mgr Magdalena Golicz Jak radzić sobie ze zbyt emocjonalnym podejściem do życia? – odpowiada Mgr Patrycja Stajer Miłość osoby chorej na schizofrenię paranoidalną – odpowiada Mgr Michał Pyter Skurcze rąk a przerwanie leczenia depresji – odpowiada Lek. Aleksandra Witkowska Wszycie wszywek alkoholowych w Warszawie – odpowiada Mgr Alicja Maria Jankowska Stosowanie leków przy zaburzeniach nerwicowych – odpowiada Mgr Alicja Maria Jankowska artykuły "Przeszłam przez depresję, byłam w szpitalu psychiatrycznym". Rozmowa z Martą Kieniuk Mędralą #ZdrowaPolka "Szpital psychiatryczny kojarzy się z wariatami, k Psychoterapia online Jestem psychoterapeutką, która większości swoich k Zdradzam męża, bo nie zaspokaja mnie seksualnie Podobno seks nie jest najważniejszym elementem zwi
Foto: Forum Oskar Górzyński Reklama Władza ludowa demonstrowała swoją miłość do księdza w specyficzny sposób, umieszczając go w zakładach karnych w całej Polsce. Na troskę tę
Ksiądz kojarzy się z bezinteresownym dobrem, ciepłem i życzliwością. To człowiek, który odnajduje szczęście w swoim powołaniu. Najczęściej w osobie księdza zakochują się młode kobiety, które zostały doświadczone przez los. Mają za sobą traumatyczne przeżycie, ich sytuacja domowa była ciężka, rodzice, zwłaszcza ojcowie, nie poświęcali im należytej uwagi i musiały zabiegać o ich względy. Miłość do księdza mogą jednak poczuć również kobiety, których życie na pozór było zwyczajne, zupełne normalne. W końcu ksiądz jest również mężczyzną z krwi i kości, więc naturalnym może okazać się obdarzenie go głębokim uczuciem. Niestety zakochane kobiety pozostają najczęściej same ze swoimi uczuciami. Nie wyjawiają obiektowi miłości swoich uczuć z powodu zwykłego lęku, obaw przed reakcją, skrytykowaniem, odepchnięciem. Najczęściej są również w pełni świadome tego, iż ich miłość jest jednostronna, w związku z czym skazana na niepowodzenie. Miłość jest bardzo silnym uczuciem, nie można tak po prostu się go pozbyć. W uporaniu z uczuciem może pomóc podjęcie kilku działań: – znajdź sobie alternatywne zajęcie, abyś mogła rozładować emocje i na chwilę zapomnieć o obiekcie uczuć (jazda na rowerze, gra w piłkę itp.); – zmień parafię lub unikaj mszy, w których uczestniczy ksiądz obdarzony przez Ciebie uczuciem – jego widok rozbudzi jedynie tłumione emocje; – spotykaj się ze znajomymi, poznawaj nowych ludzi – być może dzięki temu poznasz kogoś interesującego, do kogo zabije Twoje serce – to z kolei pomoże Ci zapomnieć o księdzu; – porozmawiaj ze specjalistą – jeśli nie jesteś w stanie poradzić sobie z uczuciami, udaj się do psychologa; być może rozmowa z nim będzie dla Ciebie się kiedyś z tym problemem? Podzielcie się z nami swoimi opiniami.
Re: Pytania do księdza. Mam jeszcze pytanie czy jeśli pomyśle sobie ,że coś złego się wydarzy np mam katastroficzne myśli ,że bedzie wypadek samolotowy i on się wydarzy ponosze wine tzn jest to grzechem .Takie myśli mam w chorobie chodzi mi o myśli katastroficzne. _________________. Zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość
Autor Wiadomość Dołączył(a): N wrz 17, 2017 8:57Posty: 11 Ksiądz Daniel Galus. Co sądzicie o nim i o jego działalności? Śr sty 31, 2018 7:10 Brandeisbluesky Dołączył(a): Pn sie 17, 2015 14:03Posty: 39 Re: Ksiądz Daniel Galus. Od czasu do czasu wchodzę na stronę wspólnoty na YouTube i odsłuchuję modlitwy wstawienniczej, ale też i innych nagrań. Staram się modlić z nimi. Chociaż tam nie jestem, to widzę, że moja modlitwa bardzo synchronizuje się z ich modlitwą (bez mojej inicjatywy). Ks. Daniel Galus wielokrotnie kieruje słowa (poznania) do różnych ludzi; raz usłyszałam z jego ust słowa, które bardzo wpisały się w moje życie i dotyczyły czegoś, o czym nikomu nie mówiłam. Ks. Daniel modli się w językach. Bardzo ciekawi mnie, czy ktoś próbował analizować tę modlitwę, lub czy on sam ma zrozumienie słów, jakich używa. Jak do tej pory mam bardzo pozytywny odbiór tego księdza. So lut 03, 2018 3:05 Albert_Albert Dołączył(a): N wrz 17, 2017 8:57Posty: 11 Re: Ksiądz Daniel Galus. Ja teraz odsłuchuję po odsłuchaniu w dzień idę spać, bo mnie sen to święty człowiek wybrany przez za Twój wpis. So lut 03, 2018 9:19 Elbrus Dołączył(a): Pt lis 27, 2009 14:07Posty: 8227 Re: Ksiądz Daniel Galus. (DODANE 12:11) "Mam świadomość, że mam tutaj do czynienia z tymi, którzy więcej chcą w Kościele opolskim, którzy są obudzeni, poruszeni. W was widzę ludzi, którzy ruszyli na peryferie życia mówić i świadczyć o Jezusie. Musimy jednak być czujnymi i samemu się kontrolować, bo licho nie śpi. (…) Na dobrym kawałku niwy Pańskiej jest duże prawdopodobieństwo, że szatan posieje kąkol – przestrzegał ordynariusz, nawiązując do doświadczeń ze wspólnotą modlitewną w Raciborzu, która została rozwiązana w 2010 roku, i prosząc by być czujnymi i nie dać się zwieść.– Chcę podzielić się z wami tym, co niepokoi moje serce – bp Andrzej Czaja zwrócił się do uczestników spotkania, przedstawiając wymagające rozstrzygnięcia wątpliwości wobec wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa, która powstała w pustelni o. Daniela Galusa w Czatachowej w archidiecezji częstochowskiej." "Niepokoi mnie brak jednoznacznej jedności wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa z arcybiskupem częstochowskim Wacławem Depo – podkreślił biskup opolski, wyjaśniając, że otrzymał odpowiedź, że w kurii częstochowskiej na obecny moment nie ma dokumentu potwierdzającego te działania, i że trwają rozmowy.(...)– Zleciłem też teologom sprawdzenie, co znajduje się w czasopiśmie „Ogień Jezusa”. Wynik jest taki: „Jest to miesięcznik wydawany przez wspólnotę Miłość i Miłosierdzie Jezusa, powstałą przy pustelni w Czatachowej. (…) Jeśli chodzi o treść, numer czasopisma zawiera świadectwa i relacje o osobach doświadczających szczególnego działania Ducha Świętego, artykuły o Matce Bożej i świętych. Teksty teologiczne są poprawne i w właściwy sposób mogą ukierunkowywać tę formę duchowości, jaką proponuje Odnowa w Duchu Świętym. Jednak największym mankamentem czasopisma zdaje się być bezustanne odwoływanie się w wielu tekstach do autorytetu o. Daniela Galusa, którego każdemu słowu i gestowi przypisuje się przesadne znaczenie, postrzegając go niemal jako proroka naszych czasów”. To swoisty kult jednostki, który budzi niepokój, bo jest przecież jednym ze znamion sekty – mówił bp Czaja.– Wątpliwość moją budzą także nieprzejrzyste praktyki modlitwy uwolnienia, które skutkują manifestacjami złego ducha – mówił biskup, przestrzegając: – Radzę wam, dopóki sprawa jest w badaniu i nie jest rozstrzygnięta, nie angażujcie się w posługę uwalniania złego ducha, co byście na siebie nie ściągnęli jego działania.– Zwracam się do was z gorącym apelem o czujność i rozwagę. Proszę, aby na tym etapie swoje wspólnotowe zaangażowanie bardziej opierać o parafię i bardziej kształtować w obrębie parafii – mówił biskup opolski, zapewniając stworzenie opieki duszpasterskiej w parafiach." z księdzem proboszczem o owocach wspólnoty MiMJ moim domu, powiedział "tak, mamy problem z o. Danielem, bo on nikogo nie słucha"Był tutaj: zniknął, więc linkuję do tego źródła: nawiązaniu do informacji podanej przez Biskupa Płockiego na Konferencji Księży Dziekanów w dniu 15 marca 2017 r. powiadamiamy duszpasterzy i wiernych diecezji płockiej, że działalność Pustelni w Czatachowie (o. Daniel Galus) nie posiada aprobaty Metropolity Częstochowskiego, ks. arcybiskupa Wacława Depo. Dotyczy to również działającej przy tzw. Pustelni Wspólnoty Miłość i Miłosierdzie związku z tym apeluje się do kapłanów i wiernych świeckich o powstrzymanie się od organizowania wyjazdów zbiorowych i indywidualnych do tego miejsca. Przypominamy starożytną zasadę św. Ignacego Antiocheńskiego: „Nie czyńcie nic bez biskupa, […] kochajcie jedność, unikajcie podziałów»” (List do Filadelfian, 7,1)"Płock, dnia 27 marca 2017 dr Piotr GrzywaczewskiKanclerz KuriiWikariusz Biskupi ds. Sakramentalnych Kilka dni później wystosowano: METROPOLITA CZĘSTOCHOWSKICzęstochowa, 3 kwietnia 2017 r. I. dz. 519/ wielu pytań i wątpliwości, z którymi zwracają się do Kurii Metropolitalnej w Częstochowie Księża Arcybiskupi i Biskupi, kapłani i osoby świeckie, pragnę poinformować, że ks. Daniel GALUS, prezbiter Archidiecezji Częstochowskiej, otrzymał święcenia kapłańskie dnia 26 maja 2007 r. jako członek Wspólnoty Pustelników pw. Ducha Świętego w Czatachowej, Ks. Daniel pragnął prowadzić życie pustelnicze, jednocześnie zapewniając opiekę i posługę kapłańską pozostałym członkom Wspólnoty. Z czasem jednak wokół Pustelni zaczęła tworzyć się grupa osób, która obecnie znana jest jako Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa, natomiast ks. Daniel - nie z polecenia swego biskupa, ale z własnej inicjatywy - rozpoczął posługę duszpasterską w duchu wspólnot charyzmatycznych. W poczuciu odpowiedzialności za Kościół w wymiarze diecezjalnym, ale również w trosce o dobro duchowe wiernych z Polski i spoza kraju, którzy gromadzą się na spotkaniach modlitewnych organizowanych przez ks. Daniela GALUSA oraz powstałą wokół niego grupę informuję, że Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa nie posiada kościelnego zatwierdzenia. Złożone przez nią projekty Statutu są przedmiotem prac powołanej w tym celu Komisji. Ponadto należy podkreślić, że związana ze Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa fundacja pod nazwą Fundacja „Anioł Miłosierdzia" nie jest podmiotem kościelnym. Założyły ją i prowadzą osoby świeckie należące do na uwadze powyższe, chcąc zapobiec dalszym kontrowersjom i niejasnościom, wydaje się być właściwe powstrzymanie się od organizowania wyjazdów na spotkania modlitewne organizowane przez ks, Daniela GALUSA oraz Wspólnotę Miłość i Miłosierdzie Jezusa do czasu zakończenia prac Komisji, wydania orzeczenia na temat jej działalności. Niniejszy komunikat jest powodowany troską o dobro Kościoła i tworzących go wiernych, którzy poszukują doświadczenia Boga we wspólnotach charyzmatycznych oraz dla zapewnienia właściwej atmosfery do rzetelnego rozeznania tej inicjatywy."+ Wacław DEPO ARCYBISKUP METROPOLITA CZĘSTOCHOWSKI Ks. Marian SZCZERBA KANCLERZ _________________The first to plead is adjudged to be upright, until the next comes and cross-examines him.(Proverbs 18:17)Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna.(Weatherby Swann)Ciemny lut to skupi.(Bardzo Wielki Elektronik) So lut 03, 2018 10:23 Brandeisbluesky Dołączył(a): Pn sie 17, 2015 14:03Posty: 39 Re: Ksiądz Daniel Galus. Elbrus,Dziękuję za przypomnienie powyższych tekstów. Czy wiesz jak sprawy wspólnoty się potoczyły dalej, jaka była ich reakcja na te teksty, czy sprawa jest dalej badana i czy znane są jakieś końcowe wyniki badań, które można byłoby znaleźć i z nimi się zapoznać? Co te teksty oznaczają dla mnie, tj. kogoś, kto przez internet odsłuchuje modlitwy i modli się z nimi, tzn., czy jest problematyczne to, że się z nimi modlę, i odsłuchuję nagrań? Mieszkam za szczególności, w odniesieniu do:Cytuj:Mając na uwadze powyższe, chcąc zapobiec dalszym kontrowersjom i niejasnościom, wydaje się być właściwe powstrzymanie się od organizowania wyjazdów na spotkania modlitewne organizowane przez ks, Daniela GALUSA oraz Wspólnotę Miłość i Miłosierdzie Jezusa do czasu zakończenia prac Komisji, wydania orzeczenia na temat jej działalności. Czy wydano już jakieś orzeczenie? Czy wyjazd indywidualny, prywatny na spotkanie byłby zachowaniem niewłaściwym? So lut 03, 2018 12:51 Albert_Albert Dołączył(a): N wrz 17, 2017 8:57Posty: 11 Re: Ksiądz Daniel Galus. So lut 03, 2018 16:16 Robek Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04Posty: 6825 Re: Ksiądz Daniel Galus. Albert_Albert napisał(a):Co sądzicie o nim i o jego działalności? jest łagodniejszą wersją księdza Natanka. _________________Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało. Pn lut 05, 2018 15:26 Albert_Albert Dołączył(a): N wrz 17, 2017 8:57Posty: 11 Re: Ksiądz Daniel Galus. Ludzie do niego zjeżdżają z całej świadectw składanych w czasie mszy są uzdrowienia z ciężkich,śmiertelnych chorób. Wt mar 06, 2018 12:06 Alus Dołączył(a): Śr cze 02, 2004 17:39Posty: 41855 Re: Ksiądz Daniel Galus. Albert_Albert napisał(a):Ludzie do niego zjeżdżają z całej świadectw składanych w czasie mszy są uzdrowienia z ciężkich,śmiertelnych "uzdrowień" na spotkaniach z C. Harrisem też składało multum niedawno spotkałam się z reakcjami ludzi zaangażowanymi całym sobą w praktykujący, rozmodleni, co dzień na Mszy, jeżdżą od kilku lat, po kilka razy w roku, do Medjugorje, współorganizują o opinii papieża Franciszka, bagatelizują totalnie a pytam jakie stanowisko przyjmiecie, gdy Watykan wyda negatywną kategoryczne nie będziemy słuchać Watykanu. Wt mar 06, 2018 12:09 Anonim (konto usunięte) Re: Ksiądz Daniel Galus. To chyba dużo zależy właśnie od owoców tych uzdrowień- co się potem z tymi ludźmi dzieje, czy i jak zmieniają swoje na jednej Mszy z modlitwą wstawienniczą o. Daniela w Częstochowie kilka lat temu. Całość była bardzo długą adoracją. Bardzo spokojne było dla mnie to spotkanie. Bardzo ważne jest też to, na co zwróciła uwagę Alus- postawa wobec zdania Kościoła. Zarówno samych charyzmatyków, jak i osób uczestniczących w tych modlitwach. Wt mar 06, 2018 16:46 Iago Dołączył(a): Pn lis 14, 2016 1:11Posty: 1409 Re: Ksiądz Daniel Galus. Alus napisał(a):Świadectwa "uzdrowień" na spotkaniach z C. Harrisem też składało multum kwestia. Czym różnią się "uzdrowienia" od uzdrowień? Tym że uzdrowienia, w przeciwieństwie do "uzdrowień" mają miejsce akurat w ramach Twojej ulubionej denominacji religii chrześcijańskiej? Jak zechciałaś sama zauważyć, zarówno osoby doświadczające "uzdrowień" jak i uzdrowień, zarzekają się, że ich doświadczenia mają charakter transcendentny – dlaczego więc jedne doświadczenia mają być lepsiejsze od innych? Śr mar 07, 2018 6:48 Alus Dołączył(a): Śr cze 02, 2004 17:39Posty: 41855 Re: Ksiądz Daniel Galus. Iago napisał(a):Alus napisał(a):Świadectwa "uzdrowień" na spotkaniach z C. Harrisem też składało multum kwestia. Czym różnią się "uzdrowienia" od uzdrowień? Tym że uzdrowienia, w przeciwieństwie do "uzdrowień" mają miejsce akurat w ramach Twojej ulubionej denominacji religii chrześcijańskiej? Jak zechciałaś sama zauważyć, zarówno osoby doświadczające "uzdrowień" jak i uzdrowień, zarzekają się, że ich doświadczenia mają charakter transcendentny – dlaczego więc jedne doświadczenia mają być lepsiejsze od innych?Nie tyle ciekawa, co zasadnicza w które KK uznaje za autentyczne, noszące znamiona cudu są badane przez gremia medyczne w długim okresie czasu, bo warunkiem ich uznania jest trwałość."Uzdrowienia" to efekt autosugestii, trwający dość krótko, przez nikogo nie zbadany.. Śr mar 07, 2018 8:35 Iago Dołączył(a): Pn lis 14, 2016 1:11Posty: 1409 Re: Ksiądz Daniel Galus. Alus napisał(a):Uzdrowienia, które KK uznaje za autentyczne, noszące znamiona cudu są badane przez gremia medyczne w długim okresie czasu, bo warunkiem ich uznania jest ano właśnie – powiedz nam, co też te gremia medyczne w wyniku swych badań stwierdzają? Czyżby związek przyczynowo-skutkowy między modłami odprawianymi nad danym pacjentem, a jego powrotem do zdrowia? A może jedynie orzekają, iż na podstawie obecnego stanu wiedzy naukowej, nie są w stanie podać jednoznacznego wyjaśnienia? Oraz proszę doprecyzuj – jeżeli prawdziwa okaże się wersja druga, to czy przypadki braku satysfakcjonującego wyjaśnienia danego fenomenu ze strony nauki, mają miejsce jedynie w kontekście KRK, czy też zdarzają się również w innych denominacjach chrześcijańskich oraz religiach? Śr mar 07, 2018 9:16 Alus Dołączył(a): Śr cze 02, 2004 17:39Posty: 41855 Re: Ksiądz Daniel Galus. Cytuj:A ano właśnie – powiedz nam, co też te gremia medyczne w wyniku swych badań stwierdzają? Czyżby związek przyczynowo-skutkowy między modłami odprawianymi nad danym pacjentem, a jego powrotem do zdrowia? A może jedynie orzekają, iż na podstawie obecnego stanu wiedzy naukowej, nie są w stanie podać jednoznacznego wyjaśnienia? Jeśli nauka nie potrafi wyjaśnić, to podchodzi taki przypadek zaliczany do kategorii katolicyzmie za przyczynę/fundament cudu uznawana jest wiara i modlitwa chorego, lub jego proszę doprecyzuj – jeżeli prawdziwa okaże się wersja druga, to czy przypadki braku satysfakcjonującego wyjaśnienia danego fenomenu ze strony nauki, mają miejsce jedynie w kontekście KRK, czy też zdarzają się również w innych denominacjach chrześcijańskich oraz religiach?Islam, hinduizm przyjmuje zjawisko cudu - islam za przyczyną Allaha, hinduizm za przyczyną świętych joginów. Śr mar 07, 2018 9:40 Iago Dołączył(a): Pn lis 14, 2016 1:11Posty: 1409 Re: Ksiądz Daniel Galus. Alus napisał(a):Jeśli nauka nie potrafi wyjaśnić, to podchodzi taki przypadek zaliczany do kategorii dlaczego?Jeśli "nauka nie potrafi wyjaśnić", to taki przypadek uznaje się po prostu za obecnie ambiwalentny – dlaczego mamy miast uczciwie przyznać, że po prostu nie wiemy co dokładnie się stało, używać "zjawisk nadprzyrodzonych" jako zapchajdziury?Alus napisał(a):Islam, hinduizm przyjmuje zjawisko cudu - islam za przyczyną Allaha, hinduizm za przyczyną świętych piszesz o cudach a nie o "cudach" w kontekście tych religii? Czyżbyś zakładała, iż faktycznie mają charakter nadprzyrodzony? Jeżeli tak, to dlaczego Twój Bóg dzięki tym cudom daje wyznawcom owych religii solidne argumenty, aby dalej trzymali się od chrześcijaństwa z dala? Śr mar 07, 2018 10:07 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
KOCHAM KSIĘDZA: najświeższe informacje, zdjęcia, video o KOCHAM KSIĘDZA; kocham księdza M Jak Miłość; Na Wspólnej; Gazeta.pl Forum spis tematów
Rodzina Steczkowskich skrywała długo niezwykłą tajemnicę. Bowiem nieżyjący już założyciele słynnego klanu - Stanisław i Danuta – poznali się w nietypowych okolicznościach. Owoc ich zakazanego uczucia dał o sobie znać niedługo potem. Jak potoczyła się historia rodziców słynnej polskiej wokalistki, Justyny Steczkowskiej? Sprawdziliśmy. Danuta i Stanisław Steczkowscy: historia miłości Początki miały miejsce w Duląbce. To mała, podkarpacka wieś, gdzie Stanisław Steczkowski był księdzem. „Był charyzmatyczny jako ksiądz i stał się sławny jako dyrygent wspaniałego chóru i niezwykłej muzykującej rodziny” – tak wspomina go najstarsza córka, Agata Steczkowska. To ona napisała książkę o swojej rodzinie, w której zdradziła parę tajemnic ich rodu. Danuta Steczkowska śpiewała natomiast w chórze, którym opiekował się Stanisław. W taki sposób się poznali i zbliżyli do siebie. I to właśnie z miłości do chórzystki były ksiądz porzucił sutannę. W tamtych czasach było to ogromnym skandalem. Jednak uczucie wzięło górę i wkrótce na świecie pojawiła się najstarsza z licznego rodzeństwa, wspomniana już Agata. Pierwsze dziecko urodziło się, kiedy Stanisław jeszcze był duchownym, wobec czego nie wpisano jej jako córki obojga rodziców. Kolejni są już zarejestrowani jako dzieci Danuty i Stanisława Steczkowskich. Jednak ich przyszłość zawisła na włosku, bowiem Stanisław Steczkowski wahał się początkowo, czy powinien rzucić kapłaństwo. Pani Danuta obawiała się, że zostanie sama z małą córeczką. Stanisław i Danuta zdecydowali się jednak na wspólne życie i doczekali się aż dziewięciorga dzieci - sześciu córek (Agaty, Justyny, Magdaleny, Cecylii, Krystyny i Marii) i trzech synów (Marcina, Jacka i Pawła)! Steczkowscy zamieszkali w Stalowej Woli. Tam też zajęli się wychowaniem swoich dzieci, które okazały się uzdolnione muzycznie i poszły w ślady rodziców. Działali całą rodziną muzycznie, prowadzili chór i koncertowali po całej Europie – nawet w Watykanie dla Jana Pawła II. Duży sukces w show-biznesie odniosła zwłaszcza Justyna Steczkowska. Czytaj także: Justyna Steczkowska uczciła pamięć zmarłych rodziców. Tak oddała im hołd Fot. Maciej Brzozowski / Studio69 / Forum Justyna Steczkowska, Stanisław Steczkowski, lata 90. XX wieku Życie w rodzinie Steczkowskich Trudno, aby wielodzietna rodzina przez cały czas żyła bezkonfliktowo. Z taką liczbą osób w domu niejednokrotnie zdarzały się kłótnie i niesnaski. Jednak rodzice bardzo dbali o atmosferę i dobre wychowanie swoich pociech. „Moi rodzice potrafili z dumą i klasą – jak to dumni górale – wyżywić nas, wykształcić i zrobić z nas ludzi”, opowiadała najstarsza z rodzeństwa Agata, wspominając czasy spędzone w domu rodzinnym. „Tata zachęcał nas do tego, by wszystkie urazy puścić w niepamięć i ustąpić. Był świetnym psychologiem”, podkreślała. Fot. Maciej Czajkowski / Studio69 / ForumRodzina Steczkowskich: Krystyna, Magdalena, Agata, Justyna, rodzice Danuta i Stanisław Steczkowscy, lata 90. XX wieku Ślub trzy lata przed śmiercią Zakochana para pobrała się dopiero w 1998 roku. Wiele lat starali się o udzielenie im ślubu, lecz ze względu na przeszłość Stanisława nie było to takie proste. Państwo i Kościół były przeciwko ich rodzinie na każdym kroku i odmawiały parze tego przywileju. „To była trudna miłość, to były lata 50. Moi rodzice mieli bardzo ciężki start, bardzo. To, że przetrwali i mieli nas dziewięcioro i naprawdę sobie w życiu poradzili, to jest ich wielka odwaga i miłość. Inaczej by się to po prostu nie udało. Dlatego ich podziwiam całym sercem”, opowiadała Justyna Steczkowska. Gdy ślub się odbył, Pani Danuta miała 56 lat, a Pan Stanisław - 65. Zmarł trzy lata później, ale na szczęście zdążył doczekać wyjątkowego sakramentu małżeństwa. „Był charyzmatycznym kapłanem, ludzie przyjeżdżali z całej okolicy, by słuchać jego kazań. Związek z moją mamą to była jego dojrzała decyzja, miał przecież 32 lata. Mamę znał od dziecka, a ona nigdy nie była typem uwodzicielki. Każdy, kto ją zna, wie o tym doskonale. Tato mówił, że dobrze się stało, że został księdzem, i dobrze, że przestał nim być i założył rodzinę. A reszta to sprawa między nim a Panem Bogiem. Powiedział to w dniu swojego ślubu, na weselu, przy wszystkich znajomych i przyjaciołach. Nic dodać, nic ująć” wyznała Agata. Czytaj także: Kim jest i czym się zajmuje Stanisław Myszkowski, czyli młodszy syn Justyny Steczkowskiej? Justyna Steczkowska o śmierci mamy. Opiekowała się nią do końca Pani Danuta odeszła w listopadzie 2020 roku. Miała 77 lat. Do ostatnich chwil czuwali przy niej najbliżsi. „Już nie cierpi. Przeszła dwa wylewy, była zdana tylko na nas. Ten najtrudniejszy okres w jej życiu zaczął się 21 lat temu, kiedy nagle zmarł nasz tata, Stanisław Steczkowski”, przyznała niedługo po śmierci matki w rozmowie z „Super expressem” Agata Steczkowska. „Ich miłość była ogromna i zauważalna, mama bardzo za nim tęskniła, przez cały czas była w żałobie i smutku”, dodała. W jej życiu – według słów córki - najważniejsze były dwie wartości: rodzina i muzyka. „Wychowała dziewięcioro dzieci bez pomocy państwa i bez 500+, jednocześnie pracowała w szkole jako nauczycielka muzyki w klasach chóralnych, które powstały w Stalowej Woli”, zaznaczała Agata Steczkowska w rozmowie z SE. Niestety, w ostatnich miesiącach życia pani Danuta nie była się w stanie komunikować. „Miała wylew. Nie chciałam, żeby trafiła do domu opieki, więc wzięłam to na siebie. Przerobiłam parter domu pod wymogi osoby niepełnosprawnej i mieszkamy razem. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Ona mi dała życie, które jest największą wartością i jestem jej – i mojemu tacie – wdzięczna”, mówiła o chorobie mamy Justyna Steczkowska na łamach magazynu VIVA! w grudniu 2019 roku. Mama Justyny Steczkowskiej w ostatnich latach życia Fot. Screen z / UWAGA, TVN Dla artystki nie był to łatwy okres, ale jednocześnie stanowił jedyną i niepowtarzalną lekcję miłości i empatii... „Spadło na mnie tyle nowych obowiązków i emocji, że myślałam, że nie dam sobie rady. Pewnego dnia zdarzyło się coś niezwykłego – spojrzałam na moją mamę i uśmiechnęła się do mnie. Wtedy byłam już pewna, że dam sobie radę. To najpiękniejsza lekcja miłości, jaką mogłam odebrać”, przyznała w programie „Uwaga” TVN 49-latka. Niedawno zaś wspominała mamę na scenie w Opolu, gdzie zaśpiewała „Sanktuarium”, utwór inspirowany historią miłości rodziców artystki. „Opiekowałam się moją mamą do końca jej dni. Odeszła w swoim domu w otoczeniu dzieci i wnuków. Te ostatnie lata, w których walczyła z chorobą, a ja byłam z nią każdego dnia, bardzo zmieniły mnie jako człowieka. To była najpiękniejsza lekcja pokory i bezwarunkowej miłości, jaką przyszło mi przeżyć. Kochajcie swoich rodziców, póki możecie przytulić ich do siebie i poczuć dotyk ich dłoni”, zaapelowała artystka ze sceny. Pozostały wspomnienia... Czytaj także: Justyna Steczkowska ze łzami w oczach wspomina zmarłą przed rokiem mamę: „była cudowną osobą” Fot. Maciej Czajkowski / Studio69 / ForumStanisław Steczkowski, Danuta Steczkowska, lata 90. XX wieku
Wcale nie chcieli, by ich miłość stała się przedmiotem plotek, co okazało się jednak nieuniknione. że jestem wcielonym diabłem, osobą zbrukaną – skarży się partnerka księdza
trzy grosze UżytkownikWpis 11:586 listopada 2012 Gabi 1 Szczęść BOże, przeczytałam sobie całość wpisów dotychczas umieszczonych. Wielkie dzięki wszystkim za otwartość i KSiędzu za odpowiadanie, za umacnianie. Mam i swoje trzy grosze… nurtuje mnie od jakiegoś czasu taka sprawa – koleżanka w pracy powiedziała do mnie takie słowa (parafraza): patrz, jak ten szatan działa, no! Jedni, co mają dzieci, nie chcą ich, a Wy nie mozecie mieć swoich! I tak mnie strasznie to zabolało, że z raną w sercu chodzę do dziś. Pewnie dlatego piszę. Rozumiem, co Ksiądz pisał o Bożej Dobroci, sprawiedliwości, o konsekwencjach grzechu. Zgadzam się. My na pewno doświadczamy Bożego prowadzenia w naszej niepłodności, czasem wręcz płodnosci w innych wymiarach życia. Ale nie mogę się ciągle pogodzić z tymi słowami koleżanki, że nasza niepłodnosć jest działaniem szatana. Proszę KSiędza, czy tak można to ująć? Przecież to byłoby straszne. O wiele łatwiej byłoby mi przyjąć, że jest to dopust Bozy, że to droga miłości dla nas, ze to trudne doświadczenie, któe ma nas czegoś nauczyć, ale pochodzi z ręki Bożej, etc. Ale nie działanie szatana! Co Ksiądz myśli o takim stwierdzeniu, z którym przyszło mi sie borykać? Serdecznosci! 19:3920 listopada 2012 ks. Grzegorz 2 Szczęść Boże, bardzo dziękuję za pytanie. Wyobrażam sobie, że słowa, które Pani usłyszała mogły faktycznie wzbudzić niepokój. Myślę, że stało się tak, ponieważ koncentrują one uwagę jedynie na negatywnym wymiarze rzeczywistości, czyli działaniu w niej Złego. Tymczasem, by przeżywać owocnie trudne doświadczenie niepłodności i związane z nim cierpienie, nie można zapomnieć o najważniejszej prawdzie: świat i nasze życie jest w ręku dobrego Boga. Jeszcze raz zatem (prosząc jednocześnie o wybaczenie, że odpowiadam z dużym opóźnieniem) pozwolę sobie przypomnieć niektóre prawdy dotyczące relacji Pan Bóg – szatan – zło. Mam nadzieję, że pomogą one spojrzeć we właściwym świetle na słowa koleżanki. Tak jak już to próbowałem wyjaśnić, sprawcą niepłodności i wynikającego z niej cierpienia nie jest Bóg. Dotykają one człowieka jako konsekwencja grzechu pierworodnego dziedziczonego od czasu pierwszych rodziców, którzy sprzeniewierzyli się nakazowi Stwórcy za sprawą podszeptu Złego. W tym sensie u początków zła niepłodności stoi szatan i w tym sensie także to zło i związane z nim cierpienie jest wynikiem jego działania. Nie można też zapominać, że działanie szatana nie należy do przeszłości i że jest on bardzo potężnym bytem duchowym, który robi wszystko, by niszczyć dzieła Boże na tym świecie, przede wszystkim człowieka (najdoskonalsze stworzenie Boga na ziemi). Dysponuje on dużymi (aczkolwiek ograniczonymi) możliwościami szkodzenia człowiekowi. Jego działanie polega przede wszystkim na nakłanianiu do popełnienia zła, czyli do niewłaściwego wykorzystania daru wolności. W destrukcyjnej działalności szatana nie pozostaje jednak poza zasięgiem jego możliwości także bezpośrednie oddziaływanie na sferę cielesną człowieka. I to jest jeden wymiar prawdy o świecie, w którym żyjemy: nie jest on wolny od działania Złego. Jeśli zatrzymalibyśmy się tylko i wyłącznie na tym aspekcie, to rzeczywiście musiałby rodzić się w nas niepokój: świadomość, że szatan jest potężniejszy od nas i może ingerować w nasze życie byłaby wręcz przerażająca. Nigdy nie można jednak patrzeć na działanie Złego bez odniesienia się do Pana Boga. Pan Bóg jest nieskończenie większy i nieskończenie bardziej potężny od Złego. Bóg jest naprawdę Bogiem, wszechmogącym Stwórcą, Panem całej rzeczywistości, szatan natomiast jest jedynie stworzeniem: został on stworzony przez Boga jako dobry z natury, ale w sposób radykalny i nieodwołalny odrzucił Stwórcę i Jego Królestwo. Dlatego też – jak podkreśla Katechizm Kościoła Katolickiego – „moc Szatana nie jest (…) nieskończona. Jest on tylko stworzeniem; jest mocny, ponieważ jest czystym duchem, ale jednak stworzeniem: nie może przeszkodzić w budowaniu Królestwa Bożego” (KKK 395). Nad dziejami świata i nad każdym człowiekiem czuwa zatem Bóg, który jest kochającym Ojcem i wszystko, co dzieje się na świecie, również całe zło, dokonuje się w przestrzeni tej miłującej troski Boga o świat i człowieka (nazywamy ją Bożą Opatrznością). Oto najbardziej podstawowa i najważniejsza prawda, w świetle której trzeba patrzeć na wszystkie inne aspekty rzeczywistości i życiowe doświadczenia, także na cierpienie niepłodności fizycznej. Co z niej konkretnie wynika? Przede wszystkim to, że szatan może działać tylko i wyłącznie w granicach dopuszczonych przez Boga (mówi o tym wyraźnie Księga Hioba). Dlatego właśnie w świetle wiary nieszczęście niepłodności należy widzieć jako dopust Boży, czyli doświadczenie, które Pan Bóg dopuszcza, ale które od Niego nie pochodzi. Istotne jest także bardzo, że Pan Bóg nigdy nie dopuszcza na nas doświadczeń, których nie zamierzałby obrócić na nasze dobro. I jeszcze jedno: w tym wykorzystywaniu trudnych doświadczeń ku dobremu Bóg z jednej strony daje swoją łaskę, by człowiek z jej pomocą mógł przejść przez próbę z największym dla siebie pożytkiem, z drugiej liczy na wolną współpracę człowieka. Z tego co Pani napisała wynika, że Państwo tak właśnie starcie się przeżywać ból niepłodności fizycznej i w Waszej trudnej sytuacji doświadczacie osobiście i wyraźnie działania Boga. Bo to właśnie poddanie się Jego prowadzeniu sprawia, że odkrywacie nowe wymiary płodności. Proszę nie mieć wątpliwości, że Pan Bóg jest blisko i że Jego miłość Wam towarzyszy. I choć to prawda, że niepłodność nie pochodzi z Bożej ręki (tzn. Bóg nie jest jej sprawcą), ale ma swe źródło w działaniu Złego (w sensie, o którym napisałem wyżej), prawdą jest również, iż jeśli Pan Bóg ją dopuszcza, to po to, by prowadzić ku większemu dobru. Słowa koleżanki dotyczące niepłodności zatem „grzeszą” jednostronnością. Bo naprawdę najważniejsze w przeżywaniu tajemnicy każdego cierpienia jest zawierzenie Temu, który kocha, nie pozostawia nas nigdy samych i chce przeprowadzić przez największą nawet ciemność. W kontekście wypowiedzi koleżanki pozwolę sobie na jeszcze jedno dopowiedzenie dotyczące działania szatana. Celem Jego aktywności jest zrobienie wszystkiego co możliwe, by nakłonić człowieka do odwrócenia się od Pana Boga. I wykorzystuje on każdą sytuację, by swój cel realizować. Niewątpliwie trudne doświadczenia (np. niezawinione cierpienie) są takimi momentami, z których szatan chce skorzystać. I to czego naprawdę obawiać się trzeba, to nie tyle sam fakt, że w cierpieniu, które nas dotyka Zły ma swój bardziej albo mniej bezpośredni udział, lecz to, by nie dać się mu zwieść, nie wejść w jego logikę myślenia i nie ulec pokusie odwrócenia się od Boga. To zależy do naszej wolności. I najistotniejsze jest, by nie użyć jej źle. Wracając do tego co powiedziała koleżanka, dużo bardziej niepokojąca niż sam związek Złego z niepłodnością, jest postawa osób, które mają dzieci, ale ich nie chcą. Bo jeśli ktoś neguje i odrzuca dar Boga, którym jest dziecko, to znaczy, że nie idzie za Bożym sposobem myślenia, ale ulega pokusie myślenia i nierzadko działań, które woli Pana Boga są przeciwne. Życzę coraz głębszego zawierzenia Opatrzności i dalszego doświadczania Bożego prowadzenia poprzez trudności. Pozdrawiam :). 14:0926 listopada 2012 Gabi 3 Dziękuję Księdzu za odpowiedź. Myslę, żę wszyscy potrzebujemy wytłumaczenia nam, na ile się da, skąd się bierze cierpienie (odwieczne pytanie człowieka). Dobrze jest to przeczytać. Także wielkie dzięki. Myślę też, że to z jednej strony trudne, a z drugiej bardzo ważne, że cierpienie nie pochodzi z ręki Boga, nie ma w Nim swego źródła. Gdyby pochodziło, mielibyśmy winnego (Panie, wybacz:), można byłoby się wyzłościć maksymalnie, obrać kurs na obrażenie… A tak, trzeba nam przyjmować otwartą postawę, zmagać się, ufać, nie wiedzieć. To chyba bardzo nas – ludzi i nasze człowieczeństwo rozwija. Tak, to jest rozwojowe. Pociesza mnie osobiscie fakt, że kiedyś wszystko stanie się dla mnie, dla nas jasne, że wobec Oblicza Boga nie będzie niejasności, pytań, cierpienia. Nawet do tego tęsknię. I myślę sobie, że wobec WIECZNOSCI nasze różne kłopoty nie sa takie straszne… Pozdrawiam! 10:0929 stycznia 2014 air 4 Witam, z niepłodnością zmagaliśmy się ponad trzy lata…W tym trudnym czasie najlepszym okresem był ten po otwarciu się na metody naprotechnologi. W końu czułam, że to robimy jest zgodne z…logiką i nauką Kościola. Po pół roku leczenia napro też przyszedł moment zwątpienia. Rozterek i pytań o wolę Bożą w naszym przypadku…Czy na pewno mamy być "dzietni"? Czy damy radę z adopcją? Pamiętam taki dzień wielkiego bólu, poszłam do kościoła aby umocnić się w sakramencie pokuty, ale nie byłam w stanie wzbudzić w sobie żalu i skruchy. Mimo to czułam ogromną wdzięczność, że Bóg jest przy nas przez ten cały czas, że wie co robi, że to jest czas dla nas byśmy się uczyli miłości. Prosiłam tylko o siłę i spokój, wypłakałam wiadro łez…Do spowiedzi nie przystąpiłam, tylko do komunii podczas Mszy Św. Miesiąc póżniej okoazało się że jestem w ciąży, a poczęcie nastąpiło w pierwszym możliwym momencie po tej niezwykłej modlitwie. To moje trzy grosze :) Pamiętajmy by ten trudny czas zmagania się na przemian z nadzieją i rozpaczą wykorzystać do przylgnięcia z całą mocą do Boga. On nas poprowadzi przez ciemną dolinę, tylko pozwólmy na to… 20:372 maja 2014 frutka 5 Piękne to wYjaśnienie..tylko mój ból niepłodności jest tak wielki, że zadaję sobie pytanie gdzie w tym "dopuście" milosć Boża? Czasem mam wręcz wrażenie, że Bóg mnie nienawidzi..ja nie potrzafię zaakceptować naszego problemu – jest to zbyt wielkie cierpienie dla mnie…na tyle wielkie, że słowa iż Bóg daje doświadczenia na miarę naszych możliwości wydaje mi się kłamstwem…podbnie jak te wszystkie nadzieje…Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw…zaufaliśmy mu w leczeniu napro i zamiast byc lepiej (ja już nawet nie śnie o konkretnym EFEKCIE), jest coraz gorzej…brakuje już łez…dlatego tłumaczenie o większym dobru mającym z tego wypływać, gdy ja czuję jakby ktoś mi wyrywał serce już do mnie nie trafia..Mam wrażenie, ze Bóg o nas zapomniał…. nie wiem jak Ktoś kochający, najbliższy, może dopuszczać takie cierpienie? 13:163 maja 2014 frutka 6 iiiii…co ze skutecznością napro? pewnie nie jest to pytanie do duszpasterza, ale w koncu Kosciół promuje napro… gdy podejmowałam to leczenie byłam zdrowsza niż teraz…na moje pytania dlaczego tak sie dzieje słyszę od lekarza: nie wiem….kto ma wiedzieć? tyle mówi sie o wnikliwej diagnostyce w napro….gdzie jest Bóg? tak tak moze to próba, wielka próba, a może znak, że adopcja?? dlaczego zatem, Kościół nie promuje lub tak mało promuje adopcję wśród małżeństw "płodnych"? czy nie lepiej zamiast powoływać nowe dziecko do życia przygarnąć to z domu dziecka? Dlaczego, skoro naprotechnologia jest obecna juz ładnych parę lat w Polsce nikt w końcu nie podał danych dotyczących skuteczności metody w Polsce? to nie jest prowokacja..to jest pytanie o to, na co ja mam wydawać tysiące złotych…? cz na to, by usłyszeć "nie wiem"….?? 12:537 maja 2014 Liliana 7 Frutko, trzeba nam zaufać. Kto ma wiedzieć co jest dla nas lepsze, jak nie nasz Stworzyciel? Ten, który najdokładniej nas zna, i wie o naszej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie odważyłabym się tak pisać, gdyby nie to, że sama jestem już nieźle 'przeczołgana przez lata leczeń, badań, prób'. I z perspektywy czasu wiem, że wszystko jest po coś. Polecam Ci dobrą książkę "To Jezus leczy złamanych na duchu" – nie chcę już jej zachwalać, najlepiej sama sprawdź jak jest niezwykła. Pozdrawiam! 22:037 maja 2014 ingloriel 8 Frutko, skoro jesteś na tym forum, pozwolę sobie założyć, że jesteś osobą wierzącą. Twój ogromny żal i bolesne pytania, nasuwają mi skojarzenie z Chrystusem cierpiącym w Ogrójcu – nie był to ból fizyczny, ale ogromna udręka psychiczna, bo wiedział, że będzie zamęczony. Twoje pytanie " nie wiem jak Ktoś kochający, najbliższy, może dopuszczać takie cierpienie?" jest bardzo uniwersalne. Zadają je sobie wszyscy ludzie. Byćmoże gdybyś była już matką, również musiałabyś się z nim zmierzyć. Wiele matek patrzy na swoje dzieci na szpitalnych oddziałach i również tego cierpienia nie rozumie. Im też brakuje łez… Kiedy myślę o nich – zaczynam się cieszyć, że mam tylko niepłodność, a nie muszę patrzeć na umierające dziecko. A przecież jeszcze nie wiem, co mnie w życiu czeka. Moja koleżanka ze studiów adoptowała synka – po roku zachorował na białaczkę… Rozumiem Twoje rozgoryczenie, masz prawo je czuć. Cierpienie jest częścią naszego życia. Każdy cierpi lub będzie cierpiał. Dla jednych będzie to ból w krzyżu przez pół życia, dla innych nowotwór lub depresja, dla jeszcze innych cukrzyca i konieczność kłucia się co chwilę po palcach. I niestety leczenie kosztuje. Tak po prostu jest. Nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale lekarze też cierpią, jeśli robią wszystko, by pomóc pacjentom, a pomimo wszelkich wysiłków leczenie nie przynosi skutków. Cóż, medycyna też ma swoje ograniczenia, nie wszystko jeszcze wiemy o ludzkim ciele. Widzę, że akceptujesz adopcję – może to rzeczywiście będzie Twoja droga do rodzicielstwa. „A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 5) – słyszę jak Kościół powtarza słowa Chrystusa. Myślę sobie, że z Twojego bólu może wyniknąć większe dobro – na przykład dla jakiegoś dziecka, które czeka na rodziców. Byćmoże lepiej będziesz się czuła wydając pieniądze na przedszkole, logopedę i nowe buciki dziecięce co pół roku, niż na leczenie niepłodności, a Twoje wyrywające się serce powróci na swoje miejsce by robić to, do czego jest stworzone, to znaczy – kochać! Dla mnie rolą Kościoła jest mówienie o Bogu, religii, wierze i moralności, niekoniecznie zaś promowanie adopcji, wszak od tego są… ośrodki adopcyjne, i każdy, kto o adopcji myśli, zapewne będzie umiał znaleźć do nich drogę. Kochana frutko płacząca w Ogrójcu – chcę jeszcze tylko dodać, że Chrystus cierpi razem z Tobą. A do Ciebie należy wybór, czy chcesz cierpieć razem z Nim, i razem z nim zmartwychwstać. Wiesz, on przyjął swój los z miłości do ludzi – i Ty też możesz przyjąć je z miłością i obdarowywać miłością. Cierpienie dotyka wszystkich, ale od nas zależy, co z nim zrobimy. Jeśli chciałabyś podyskutować – napisz proszę priv do mnie, na pewno odpiszę. Na koniec cytat: "nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno" Jan Twardowski
tylko miłość. kardynał Stefan Wyszyński, duchowny katolicki, prymas Polski #3. Kocha się naprawdę i do końca tylko wówczas, gdy kocha się na zawsze w radości i smutku bez względu na dobry czy zły los. Jan Paweł II, duchowny katolicki, 264. papież » Miłość „na zawsze i do końca” to zdecydowanie najpiękniejsze uczucie.
Poprzednia 1 2 3 4 5 Dalej Strona 5 z 5 Rekomendowane odpowiedzi Zgłoś odpowiedź myślisz że wolą Pana Boga jest to, aby kusić CIebie/Was i to, aby ten człowiek złamał swoją przysięgę powołania? Naprawdę myślisz że mógłby być takim hipokrytą? Chyba masz mylne pojęcie na temat wiary i Boga. Cytuj Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Zgłoś odpowiedź o ile mi sie o uszy obilo czasem sie mowi ze jestesmy kuszeni na probe, jak to jest nie wiem, tego nikt nie wie wazne zeby miec jakas moralnosc i nie kierowac sie zachciankami i przyjemnosciami Cytuj Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Zgłoś odpowiedź ale po co w ogóle się w taki układ mieszać... z tego nic nie będzie, tylko on bedzie się męczył ( o ile Cię zauważy) i Ty. To nie jest tak, po co wam to.? Cytuj Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu Nigdy więcej nie zatruwaj słów gorycz Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Gość Jagodabuziaczek Zgłoś odpowiedź Hej,ja także jestem zakochana w x aczkolwiek moja historia jest odrobine inna .Czy miałabyś chęć wejść na mojego bloga i poznać moją historię ,nie radze już sobie z tym. Pozdrawiam Jagoda Cytuj Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Poprzednia 1 2 3 4 5 Dalej Strona 5 z 5
Trudno mi słuchać o księżach, którzy odebrali sobie życie, bo to mogłem być też ja - mówi w rozmowie z WP Marcin Adamiec. Zachorował, stracił wiarę, zdjął koloratkę. Swoją historię opisał w książce "Zniknięty ksiądz". Marcin Adamiec w wieku 23 lat wstąpił do seminarium Źródło: Materiały prasowe, fot: fot. Lukasz Giza.
Szczęść Boże, na początku szczerze przepraszam za umieszczenie odpowiedzi z ogromnym opóźnieniem i nadużycie cierpliwości Autorki wpisu. Opóźnienie wyniknęło z kłopotów technicznych, które spowodowały, że pytanie odczytałem ze znacznym poślizgiem dopiero przed samymi Świętami. A ponieważ – w moim przekonaniu – wymaga ono nieco dłuższej odpowiedzi, potrzebna była też dłuższa chwila na jej napisanie. Pomimo tego, że treść pytania została usunięta, pozwalam sobie umieścić parę zdań dotyczących warunków godziwości etycznej uzyskiwania nasienia do celów diagnostycznych w ramach współżycia małżeńskiego. Nie odnoszę się do masturbacji zakładając, że jej negatywna ocena moralna jest oczywistością. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jakie warunki powinny być spełnione, by godziwie pobrać nasienie koniecznie musi być umieszczone w kontekście prawdy o małżeństwie i istocie miłości małżeńskiej. Małżeństwo jest jedyną w swoim rodzaju wspólnotą kobiety i mężczyzny, czyli dwóch osób, które budują wspólne życie i – ofiarowując się sobie wzajemnie i wzajemnie się przyjmując we wszystkich wymiarach swojej egzystencji osobowej – dążą do tego, by być coraz bardziej jednością (Pan Jezus mówi o tej jedności: „Tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19,6); Jan Paweł II na określenie jedności męża i żony używa określenia „komunia osób”). Podstawą tworzenia komunii osób w małżeństwie jest miłość, której istotą jest bycie darem dla drugiego. Małżonkowie tworzą tą komunię (jedność) poprzez czynienie całkowitego daru z siebie (mąż daje całego siebie żonie dla jej dobra, żona daje siebie całą mężowi dla jego dobra) i jednoczesne przyjmowanie siebie nawzajem jako daru. Ta całkowitość daru (a więc bycie dla drugiego darem w wymiarze cielesnym, uczuciowym, duchowym bez ograniczeń), jego wzajemność (mąż ofiarowuje siebie żonie, a żona mężowi) oraz pełne zaangażowanie dla dobra współmałżonka stanowią o specyfice miłości małżeńskiej. Miłość ta znajduje swój wyraz w konkretnych działaniach życia codziennego, ale szczególnym momentem jej przeżywania i wyrażania jest intymne zjednoczenie małżonków w akcie seksualnym. W akcie małżeńskim mężczyzna i kobieta spotykają się ze sobą i wyrażają sobie miłość, ofiarowując się sobie nawzajem i przyjmując jako osoby. Dokonuje się to poprzez zjednoczenie cielesne, które jest zewnętrznym znakiem głębokiej więzi wewnętrznej (uczuciowej i duchowej) jaka łączy żonę i męża, które jednocześnie tę więź umacnia i pozwala małżonkom doświadczać jej w jedyny i niepowtarzalny sposób. Istnieje więc wewnętrzny związek pomiędzy aktem małżeńskim i miłością małżeńską: akt zjednoczenia seksualnego męża i żony jest prawdziwie tym, czym być powinien wtedy i tylko wtedy, gdy jest realizacją i wyrazem miłości małżeńskiej rozumianej jako obdarowywanie się małżonków sobą nawzajem. Jednocześnie tylko wtedy gdy jest realizowany w kluczu miłości, rzeczywiście służy budowaniu jedności i jest źródłem głębokiej satysfakcji (rozumianej nie tylko jako doznania na poziomie zmysłowym (choć są one naturalnym i ważnym wymiarem aktu seksualnego), ale przede wszystkim jako radość, szczęście na poziomie duchowym). Pozwoliłem sobie przypomnieć ten fundamentalnie ważny związek pomiędzy aktem małżeńskim, a miłością osobową męża do żony i żony do męża, by uwypuklić podstawowy wymóg moralny dotyczący współżycia małżeńskiego. Można go sformułować w sposób następujący: żaden akt współżycia seksualnego nie powinien być oddzielony od miłości małżeńskiej. Innymi słowy: każdy akt współżycia powinien być zawsze miłosnym zjednoczeniem dwóch osób, kobiety i mężczyzny, w którym przyjmują się one właśnie jako osoby i jednocześnie obdarowują sobą. I to wzajemne obdarowanie-przyjmowanie się dwóch osób (poprzez które realizowana jest i budowana jedność dwojga) jest fundamentalnym sensem i celem aktu małżeńskiego. Proszę zauważyć, że podstawową praktyczną konsekwencją wymogu nie oddzielania zjednoczenia seksualnego od miłości małżeńskiej jest to, że akt małżeński nie może być realizowany w dowolny sposób. Jeśli ma on być wyrazem miłości osoby do osoby, to obydwoje w nim uczestniczący muszą traktować siebie jako osoby, tzn. nigdy nie mogą posługiwać się drugim (albo sobą nawzajem) jak rzeczą, jak przedmiotem. Celem głównym aktu małżeńskiego nie może więc być nic innego niż obdarowanie sobą współmałżonka i przyjęcie go jako daru. Celem aktu jest wyrażenie miłości małżeńskiej w języku ciała poprzez zjednoczenie osób. Jeśli ten cel schodzi na drugi plan, a najważniejszym staje się jakiś inny cel realizowany poprzez jednego z małżonków lub przez obydwie osoby, jest to zawsze związane z mniej lub bardziej przedmiotowym traktowaniem drugiego (lub przedmiotowym traktowaniem się nawzajem przez męża i żonę). W takiej sytuacji współmałżonek staje się środkiem potrzebnym do tego, by ów cel został osiągnięty. Takie postępowanie sprzeciwia się szacunkowi dla człowieka jako osoby (zasadą uniwersalną jest, że osoby nigdy nie wolno traktować jako środka do realizacji jakiegoś celu) oraz właściwie rozumianej miłości małżeńskiej. Przykładem może być np. traktowanie aktu małżeńskiego przede wszystkim jako źródła zaspokojenia własnych potrzeb i narzucanie współżycia drugiej osobie bez liczenia się z jej stanem, wrażliwością, itd. po to, by owe potrzeby zaspokoić. Niebezpieczeństwo zagubienia podstawowego sensu aktu małżeńskiego może jednak grozić małżonkom także w innych niż podana przed chwilą sytuacjach. Myślę, że jedną z nich jest długotrwałe staranie się o poczęcie i urodzenie dziecka. Może się zdarzyć, że dążenie do poczęcia staje się tak dominujące, iż podstawowy sens aktu małżeńskiego (czyli wyrażanie miłości do współmałżonka w języku ciała) schodzi na dalszy plan. O. Jacek Salij w jednym ze swoich tekstów dzieli się wspomnieniem spotkania z małżonkami, którzy mając trudności z poczęciem dziecka, starannie obliczali dni największej płodności, ufając że w końcu dziecko się pojawi. Zwłaszcza kobiecie bardzo zależało, żeby żaden dzień płodny nie minął bez współżycia. Ojciec Salij wspomina, że nigdy nie zapomni przejęcia z jakim mąż – nie krępując się specjalnie jego obecnością – tłumaczył żonie: „Kochanie, tak naprawdę nie można; ja chcę ci okazywać miłość, a tobie zależy tylko na tym, żebym ja ciebie zapłodnił”. No właśnie: w akcie małżeńskim chodzi przede wszystkim o miłość! Jego podstawowym celem nie może być np. uzyskanie próbki nasienia. Jasne, jeśli badanie nasienia musi być przeprowadzone to jakoś je trzeba uzyskać. Ale uzyskanie nasienia nie może stać się podstawowym celem współżycia małżeńskiego! Owszem, może to być cel dodatkowy, ale nie główny. Głównym celem jest obdarowywanie się sobą! Jeśli małżonkowie zagubią ten podstawowy sens, to choćby sama metoda pozyskania nasienia nie była związana z trudnościami, nieprzyjemnymi doznaniami, obawiam się, że sam akt seksualny będą przeżywać jako upokarzający. I – zaryzykuję twierdzenie – to doświadczenie upokorzenia będzie konsekwencją ześlizgnięcia się małżonków w nieco przedmiotowe traktowanie siebie. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie jaki sposób pobrania nasienia jest godziwy trzeba iść krok dalej i powiedzieć o drugim wymogu moralnym dotyczącym współżycia małżeńskiego. Wynika on z faktu, że współżycie jest nie tylko „miejscem” wyrażania przez mężczyznę i kobietę miłości w języku ciała, ale służy również przekazaniu życia nowemu człowiekowi. Akt małżeński ma znaczenie jednoczące oraz znaczenie prokreacyjne i współżycie mężczyzny i kobiety zawsze powinno być jednocześnie wyrazem ich wzajemnej miłości-daru z siebie oraz powołania do przekazywania życia. Sama miłość małżeńska wymaga zresztą całkowitego oddania się i przyjęcia siebie nawzajem. By owo oddanie-przyjęcie było rzeczywiście całkowite, nie może być z niego wyłączony żaden istotny wymiar osoby, nie może być wyłączony również tak istotny wymiar jakim jest płodność wpisana w organizm mężczyzny i kobiety. Dlatego też wymaganiem moralnym jest, by małżonkowie nigdy na poziomie swojego wewnętrznego nastawienia oraz sposobu realizacji współżycia nie pozbawiali aktu małżeńskiego jego znaczenia prokreacyjnego. Uszanowanie prawdy o płodności wpisanej w akt małżeński wymaga z jednej strony, by przyjmować ją jako wartość, a nie jako coś negatywnego, z drugiej strony, by w żadnym pojedynczym akcie małżeńskim nie podejmować działań, które uniemożliwiają przekazanie życia. Zastosowanie w ramach pojedynczego aktu współżycia małżeńskiego środka, który staje na przeszkodzie wpisanemu w akt potencjałowi przekazania życia albo taka realizacja współżycia, która wyklucza możliwość urzeczywistnienia się tego potencjału są niewłaściwe z moralnego punktu widzenia. W praktyce zawsze punkt kulminacyjny aktu seksualnego powinien mieć miejsce w ramach pełnego zjednoczenia cielesnego małżonków bez stosowania przez nich środków uniemożliwiających poczęcie. Wydaje się zresztą, że tylko takie realizowanie aktu małżeńskiego służy rzeczywiście umacnianiu więzi między małżonkami i budowaniu przez nich jedności małżeńskiej. Mam nadzieję, że przedstawione prawdy o sensie wpisanym we współżycie małżeńskie pozwalają lepiej zrozumieć, jakie wymagania powinny być spełnione przy dążeniu do uzyskania nasienia do diagnostyki. Pierwszym warunkiem jest to, by współmałżonek nie został sprowadzony jedynie do roli kogoś, kto ma zapewnić osiągnięcie takiego stanu fizjologicznego, który umożliwia uzyskanie próbki do badania. Drugim warunkiem jest to, by dążąc do uzyskania nasienia małżonkowie nie przekreślili w konkretnym akcie małżeńskim wpisanego w niego potencjału do przekazania życia. Wydaje się, że metodą, która przy odpowiednim nastawieniu małżonków spełnia te warunki jest pobranie nasienia podczas współżycia do perforowanej prezerwatywy (perforacja umożliwia zachowanie otwartości na przekazanie życia). Z punktu widzenia technicznego nie powinno stosować się zwyczajnej prezerwatywy (zmienia parametry nasienia), ale specjalny zestaw do uzyskiwania nasienia podczas aktu małżeńskiego (więcej o wymiarze praktycznym i możliwościach technicznych można znaleźć tutaj: Nie byłoby natomiast godziwe uzyskanie nasienia poprzez praktykę stosunku przerywanego lub otrzymanie go poprzez takie wzajemne działania małżonków, w których w ogóle nie dochodzi do pełnego zjednoczenia cielesnego. Podejmując problem oceny etycznej metod uzyskiwania nasienia, warto również rozstrzygnąć wątpliwość, czy jedynym powodem negatywnej oceny moralnej inseminacji jest uzyskiwanie nasienia przez masturbację, a więc w sposób niegodziwy. Uzyskanie nasienia przez masturbację nie jest ani jedynym, ani głównym powodem niegodziwości inseminacji. Jej negatywna ocena wynika przede wszystkim z faktu, że przy odwołaniu się do tej metody ewentualny początek życia człowieka (a więc początek życia nowej osoby) jest skutkiem czynności czysto technicznej, a nie konsekwencją miłości małżonków wyrażonej w intymnym akcie współżycia. Dziecko powinno być owocem miłości rodziców i dzieje się tak tylko wtedy, gdy istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy ich aktem miłości małżeńskiej, w który wpisana jest zdolność do przekazania życia, a jego poczęciem. W inseminacji nie ma związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy aktem miłości rodziców a poczęciem dziecka i dlatego ten sposób powoływania do życia człowieka sprzeciwia się jego godności osobowej. Jeszcze raz przepraszając za zwłokę w odpowiedzi Autorkę pytania (z nadzieją, że może zajrzy na forum i odniesie jakiś pożytek z odpowiedzi) oraz wszystkich Użytkowników forum, serdecznie pozdrawiam i życzę Bożego błogosławieństwa na każdy dzień Nowego Roku.
. uk47w33ucm.pages.dev/800uk47w33ucm.pages.dev/66uk47w33ucm.pages.dev/441uk47w33ucm.pages.dev/898uk47w33ucm.pages.dev/994uk47w33ucm.pages.dev/811uk47w33ucm.pages.dev/221uk47w33ucm.pages.dev/473uk47w33ucm.pages.dev/127uk47w33ucm.pages.dev/86uk47w33ucm.pages.dev/894uk47w33ucm.pages.dev/96uk47w33ucm.pages.dev/899uk47w33ucm.pages.dev/161uk47w33ucm.pages.dev/512
miłość do księdza forum